
Wakacje w chorwackiej Dalmacji kojarzą się większości osób ze słońcem, plażowaniem, zabawami w morzu. I bardzo dobrze, bo warunki do tego są doskonałe. Leżąc na plaży można również podziwiać piękne górskie widoki.
Zaraz, zaraz… ale dlaczego tylko podziwiać? Przecież można tam wejść i spojrzeć na świat z drugiej strony!
W Drašnicach jest to tym bardziej zachęcające ponieważ nie trzeba podjeżdżać samochodem, jest oznakowany szlak zaczynający się hmm… nazwijmy to w „centrum” Drašnic, wysokość na jakiej znajduje się szczyt nie jest duża. Właściwie to obserwując góry od strony morza nie chce się wierzyć, że to ledwo powyżej 500 m n.p.m. (najwyższe szczyty mają ok. 800 m n.p.m.).
Chodząc po górach w Polsce na tej wysokości jest się przeważnie w lesie. Żeby doświadczyć czegoś więcej trzeba się wspiąć sporo wyżej. Wchodząc na Klini, szlak po krótkiej chwili wygląda jakby to było np 2000 m n.p.m. – gołe skały, strome zbocza, kamienna ścieżka pnąca się zakosami w górę itp. Zanim jednak dotrzemy w te rejony trzeba przejść pierwszą część szlaku nie mniej ciekawą. Ale o tym za chwilę.
Wspinaczka na Klini.
Początek trasy znajduje się przy kościele w Drašnicach. Jest tam duża tablica informacyjna z przebiegiem szlaku (mało przydatna). Oczywiście wybieramy trasę oznaczoną nr 2 i ruszamy dalej.
Po krótkim marszu docieramy do Jadranki czyli głównej drogi , dalej w prawo w stronę przystanku i za nim po drugiej stronie ulicy będzie widoczna asfaltowa droga.
Trzeba nią podejść do góry aż do czerwonych tabliczek informacyjnych z kierunkami i czasami przejść.
Łatwo tu się pogubić, niestety to co można było wcześniej zobaczyć na tablicy (dez)informacyjnej nie bardzo ma się do stanu faktycznego. Odbicie w lewo w kierunku Klini jest mało uczęszczane i wygląda tak:
Mało zachęcające. Po krótkim czasie dostajemy się w sam środek dawnych Drašnic. W 1962 roku było tu trzęsienie ziemi, które zniszczyło zabudowania. Od tego czasu pozostawiono je nietknięte. Ruiny opuszczonych domów wyglądają przygnębiająco. Wszystko jest gęsto porośnięte drzewami i krzakami. Pozbawione dachów domy są widoczne z daleka, ale dopiero na miejscu można poczuć co się tu działo.
Trzęsienie spowodowało oderwanie się skał i pewnie jakąś lawinę kamieni. Znalazłem dom, przez który przetoczył się solidny kawał skały.
Widać w murze otwór w jego kształcie. Jako jedyny odbudowany został malutki kościółek, łatwo się na niego natknąć bo szlak przebiega przy jego drzwiach.
Idąc dalej powoli opuszcza się stare zabudowania, robi się luźniej bo roślinność zaczyna ustępować miejsca skałom. Kolejnym punktem orientacyjnym jest duży słup podtrzymujący sieć energetyczną. Przechodzi się tuż obok niego.
Jednak w tym miejscu szlak jest już wyraźnie oznakowany biało-czerwonymi kolorami. Warto też popatrzeć za siebie, bo na tej wysokości zaczynają się coraz ładniejsze widoki. Słońce jeszcze jest schowane za górami więc zdjęcia nie wychodzą (jeszcze) najefektowniej, ale za to idzie się przyjemniej.
Żeby maszerować w cieniu trzeba zacząć ok. godz. 8.00 lub wcześniej. Tak czy siak słońce nas dopadnie jednak na większej wysokości nie jest ono tak odczuwalne jak na dole. Wyjść można o wiele później bo sama trasa nie jest zbyt długa – wg tabliczki informacyjnej podejście pod Klini to tylko 1 godz. więc przespacerować się można nawet popołudniu bez obawy, że nie wróci się przed zmrokiem.
Idźmy jednak dalej. Nabierając wysokości widoki robią się jeszcze ciekawsze – można zauważyć morze nie tylko przed ale i za Hvarem, ładnie widać oddzielony od niego płw. Pelješac. W dole Jadranka zamieniła się w wąską wstążkę.
A trasa? Można się poczuć jak na wysokogórskiej wyprawie – wokoło pionowe skały, wąska ścieżka wysypana kamieniami wije się stromo do góry niezliczoną ilością zakrętów. To jedyna droga jaką da się przejść. Wybierając inną trasę można baaardzo szybko znaleźć się na dole.
Po niedługim czasie docieram na szczyt. Dla wycieńczonych wspinaczką, na górze znajduje się przydatny gadżet – biała ławka jakby przeniesiona z parku. Oczywiście jest skierowana w stronę morza więc wygodnie można odpocząć i podziwiać rewelacyjne widoki.
W oddali pojawiła się też Korčula, z prawej strony widać Brač. Słońce jest już wysoko i morze nabrało pięknych niebieskich kolorów. Przy brzegu jasnych, tam gdzie głębiej ciemniejszych. Jest czym nacieszyć oczy.
Parę metrów od ławki jest metalowy maszt, na którym kiedyś powiewała flaga Chorwacji – teraz była tam zamiast niej zawieszona jakaś szmatka z niewiadomymi oznaczeniami.
A co widać z drugiej strony? Hmm jak dla mnie niewiele ciekawego. Jest droga Makarska-Vrgorac i parę pagórków w oddali. Szlak prowadzi dalej i to raczej jedyna możliwość przejścia -po lewej i prawej stronie rosną gęste zarośla.
W tym miejscu miałem niespodziewane spotkanie z miejscowym Chorwatem, który prowadził niezliczoną ilość kóz ze sobą. On sam zajmował się karczowaniem zarastającej ścieżki, kozy pewnie mu pomagały.
Idę dalej. Płaski teren i słońce nie zachęcały do dalszej wędrówki, ale ciekawość co będzie dalej zwyciężyła.
Dotarłem w pobliże jakiegoś gospodarstwa, niewiele widać bo idzie się kamiennymi labiryntami. Tylko słychać różne odgłosy – zrobiło się mało przyjemnie bo szczekające psy niekoniecznie musiały być przyjaźnie nastawione.
Nie wiadomo czy gdzieś nie biegają samopas. Poszedłem jeszcze kilka minut dalej i natknąłem się na coś w stylu prowizorycznej bramy i ogrodzenia. Skleconego z drewnianych palet, powiązane drutem i zasypane masą szpargałów. Za „bramą”, która zresztą była zamknięta widać było oznakowany szlak więc nie zgubiłem się. Sceneria jak z jakiegoś horroru! W tym momencie pomyślałem, że lepiej pooglądać ładne widoki niż skakać po paletach więc wracam na Kline. Szybkie przejście obok znowu szczekających psów i po kilkunastu minutach spotykam znowu Chorwata z kozami. Miałem ochotę podpytać go o co chodzi z tą bramą i paletami, ale z moim chorwackim to było niewykonalne. Docieram do ławki na Kline, trochę zawiedziony, bo planowałem powrót od strony Igrane. Widoki jednak szybko to wynagradzają – mogłem wrócić się wcześniej.
Skusiłem się jeszcze na podejście wyżej w stronę następnych szczytów. Nie prowadzi tam żadna ścieżka, nie ma szlaku, trzeba wspinać się po skałach tylko lepiej oddalić się trochę od grani. Nieznany teren, za duże ryzyko.
Upatrzyłem sobie samotne drzewo, które dawało przyjemny cień. Pod nim znalazły się kamienie uformowane tak, że idealnie się siedziało z oparciem. Jak dla mnie lepsze to niż ławka i wyżej!
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, po mniej więcej godzinnym posiedzeniu czas wracać. Pokazały się chmury, które zasłoniły słońce więc można to wykorzystać przy schodzeniu.
Nie przepadam wracać tą samą drogą, którą się podchodziło ale jakoś trzeba dotrzeć do Drašnic. Zejście zajmuje niewiele czasu. Po ok. 40 minutach docieram do zniszczonych zabudowań.
Jeszcze kilkanaście minut i można wskoczyć do morza. Czy wakacje w Dalmacji nie są piękne?
Irena
2019-07-29 at 10:54
Witam, czy podejście na Kline jest trudne bądź niebezpieczne dla przecietnego turysty.? Ile czasu zajmuje? Bardzo mnie zainteresowala ta trasa.
Bartosz
2019-09-03 at 12:25
Hmm. A można gdzieś znaleźć informacje o tym szlaku Klini – Igrane? Internet nie pomaga 😞
Wolus
2020-08-30 at 10:24
Zapraszam do zapoznania się ze szczegółową relacją z wyprawu na Kline,
https://youtu.be/4o63veoXPTI
Łukasz
2021-08-19 at 08:10
Dzięki za świetny opis trasy! Akurat wypoczywam z rodziną na plaży w Drasnicach. Jest super, ale marzy mi się wycieczka w góry, więc jutro rano startuję!