
Witajcie ponownie, kontynuujemy nasz cykl artykułów o freedivingu.
W ostatnich częściach pisaliśmy Wiesz już całkiem sporo o tym, czym jest freediving i jak zacząć przygodę z nurkowaniem na wstrzymanym oddechu. Sporo miejsca poświęciliśmy także informacjom, Co dzieje się z Twoim organizmem, jakie są jego reakcje podczas freedivingu. Wiecie także, gdzie w Polsce można znaleźć laboratoryjne środowisko do głębokich nurkowań.
Dla wielu jednak, prawdziwym sensem freedivingu jest swoboda, bycie wolnym i radość przeżywania każdej sekundy pod wodą.
Nurkowanie w warunkach kontrolowanych (jak np. w DeepSpot) pozwala na metodyczne szkolenie, poprawianie techniki i umiejętności, przesuwanie swoich granic. Jednak prawdziwym środowiskiem freedivera są wody otwarte.
Wyjazd na nurkowanie w wodach otwartych to nie jest wypad na basen. To już wyprawa. Kilka rzeczy trzeba przemyśleć, zaplanować, zebrać przyjaciół, przygotować sprzęt i ruszyć ku przygodzie i nowym wyzwaniom.
Najbliżej mamy oczywiście polskie pojezierza: Lubuskie, Drawskie, Mazurskie. Są też zalane wyrobiska i kopalnie odkrywkowe. Jest kilka miejsc, które mają naprawdę dobrą infrastrukturę nurkową. Zazwyczaj były budowane z myślą o nurkach sprzętowych, ale coraz częściej zaglądają tam freediverzy. W przeważającej mierze są to miejsca, gdzie można przenocować, zjeść dobry posiłek, przygotować i przechować sprzęt. No i oczywiście ważna jest też woda. Najlepiej czysta, głęboka i „rozpoznana”. Jeśli będziecie szukać ciekawych spotów – zapytajcie, chętnie wskażemy Wam kilka z nich – KURSY FREEDIVING.
Wyjazd nad polskie jeziora ma swoje zalety, z których główną są dystans i czas. Często wystarczy nawet jeden dzień. Jest intensywnie, ale ciekawie. Po ustaleniu miejscówki, ekipy na wyjazd oraz zarezerwowaniu miejsc (o ile chcemy tam nocować), dzień przed wyjazdem zaczynamy pakować sprzęt. Freediving jest teoretycznie nurkowaniem bezsprzętowym, ale, nie da się ukryć, trochę gratów trzeba ze sobą zabrać.
Sprzęt indywidualny. Maska, fajka, płetwy, pianka, pas z balastem, skarpety i rękawice neoprenowe, komputer nurkowy, smycz asekuracyjna. Cały komplet wchodzi do średniej torby nurkowej. Czy na pewno wszystko spakowałem? Hmm. Chciałem jeszcze przetestować mój nowy noseclip. Jeszcze druga maska na wszelki wypadek i latarka – w jeziorach jest ciemno i światło się przydaje… No i mikstura do zakładania pianki typu open cell. Mikstura…? Nie mówiłem, że pianki open cell nie da się tak po prostu założyć? Struktura neoprenu i dopasowanie powodują, że nie da się naciągnąć suchej pianki na ciało. Trzeba użyć „środka poślizgowego”. Można kupić gotowy, ale zazwyczaj każdy ma swoją miksturę zrobioną wg. własnego przepisu. Rozcieńczone w wodzie mydło hypoalergiczne, szampon, odżywka do włosów. Preferencje są różne, ważne żeby było ślisko, nie niszczyło pianki i nie drażniło skóry. Co kto lubi…😉
Jeszcze sprzęt wspólny. Boja, lina ze stoperem, talerzyk i balast denny.
Z najważniejszych rzeczy mamy wszystko. W sumie, porównując się do sprzętowców to jednak nie tak dużo, a na pewno nie tak ciężko.

Sprzęt freedivingowy, Epsealon
Teraz logistyka. Ja najbardziej lubię nurkować rano. Bez posiłku. Kiedy mój organizm jeszcze nie rozkręcił swojej fabryki. Wtedy mogę nurkować dłużej i spokojniej. Jest mi przyjemniej, czuję się „lżejszy” i bardziej swobodny. Lepiej też „odczytuję” całe swoje ciało i mam wszystko pod kontrolą. Jest idealnie. To jednak oznacza, że wstaję o 6 rano, nic nie jem, wypijam tylko pół litra wody i w drogę.
Po drodze zabieram ekipę i ok. 9:00 jesteśmy nad jeziorem. Sprzętowi zazwyczaj jeszcze śpią po wieczornych opowieściach przy piwie.
Nad wodą cisza i spokój. Składamy i sprawdzamy sprzęt, ustalamy jakie robimy nurki. Zanim założymy pianki, jeszcze rozgrzewka. Rozciąganie, relaks, wyciszenie. Ha…to taki freediverski klimat. Rozgrzewką nie są przysiady pompki i bieganie, ale relaks, wyciszenie i oddychanie… 😉 Fajnie co?
Teraz trzeba założyć piankę. Każdy naciera się swoim specyfikiem i wślizguje w open cella. Co bardziej przebiegli przygotowują sobie miksturę z gorącą wodą (czasem nawet w termosie). Przy chłodnych porankach to naprawdę bardzo uprzyjemnia całą procedurę. I do wody. Punkty do nurkowania są często oznaczone małymi bojkami. Wiemy, gdzie zaparkować. Dopinamy naszą boję do znacznika, jeszcze raz wszystko sprawdzamy i rzucamy linę z balastem i talerzykiem. No i wreszcie możemy zacząć nurkowania. Sesja trwa ok 60-90 minut zależnie od warunków. Wracając do brzegu można jeszcze zanurać do kilku artefaktów przygotowanych dla nurków. Czyli trochę „zwiedzania”.
Ja jeszcze bardzo lubię rozpraszać „sprzętowców”, którzy właśnie ruszyli pod wodę. Uwielbiam ich wielkie oczy, gdy nagle jakiś koleś w długich płetwach i bez butli przemyka im przed nosem przerywając kontemplację wskazań komputera. Bezcenne.
W przewie między sesjami trzeba dobrze wyliczyć czas i przemyśleć czy coś zjeść, co i ile, żeby mieć siłę, ale się przesadnie nie napchać, bo nici z drugiego nurkowania. Często kończy się na bananie, batonie energetycznym i gorącej herbacie.
Po drugiej sesji, około 16:00 jesteśmy spakowani i gotowi do powrotu. Jak nikt się nie śpieszy to wreszcie można zjeść coś „normalnego” – może smażona rybka?
To taka wersja ekspresowego wypadu nad polskie jezioro. Oczywiście bywają „spokojniejsze” wypady na cały weekend. Jest spokojniej. Można wieczorem porozmawiać z przyjaciółmi. Odetchnąć i złapać chwilę luzu z dala od miasta. Wtedy zaczynamy myśleć o prawdziwym urlopie. Takim nurkowym na tydzień lub dwa, gdzieś w ciepłym miejscu. Gdzie nie trzeba po nurku wracać samochodem 200 km do domu. Gdzie jest plaża, ciepła i przejrzysta woda. Pod wodą rafa albo mnóstwo kolorowego życia. A na kolację świeża ryba lub ośmiornica z grilla
Freediving w Chorwacji.
Czyli co? Spotykamy się w Chorwacji?
Można tam dojechać samochodem. Wtedy można spakować cały sprzęt do nurkowania nawet z balastem. Na miejscu też są inne możliwości i duża niezależność.
Samolotem? Nie ma problemu. Wejdzie wszystko, trzeba tylko sobie podarować ołów. Na mój ostatni dwutygodniowy wyjazd spakowałem się z całym sprzętem (w tym boja i 60 metrów liny) w jedną walizkę. Ok – nie była to mała walizka, ale w ogonku do check-in były zdecydowanie większe i nie należały do nurków…
A na miejscu to już sama radość. Mam wszystko co mi potrzebne do szczęścia. Brakujący balast to nie problem. W większości baz nurkowych można pożyczyć ołów za 1-2 € dziennie. Zdecydowanie taniej niż płacić za 15 kilo nadbagażu.
Dni są spokojniejsze niż przy szybkich wypadach w Polsce. Pierwszego nurka można zrobić przed hotelowym śniadaniem. Twoja połówka jeszcze sobie śpi, a Ty ze swoim buddy wychodzisz na plażę, robicie lekką jogę i do wody. Cisza, spokój, Ty i woda! Cudownie.
Wracasz akurat na wspólne śniadanie.
Jest tylko jedna, lepsza rzecz, która może Ci się trafić. Twoja połówka jest Twoim buddy i nurkujecie razem.
To teraz musimy zrobić jeszcze dwie rzeczy. Zacząć kurs freedivingu i ustalić datę wyjazdu do Chorwacji.
Do zobaczenia.
Artykuł został przygotowany przez Tomasza Uflewskiego, instruktora PADI OWSI, PADI Freediving, instruktora EFR oraz instruktora specjalizacji: Doskonałej pływalności, Nitrox, Pierwszej Pomocy Tlenowej.

Tomasz Uflewski_Freediving
Facebook
Twitter
Instagram
YouTube
LinkedIn
RSS